Wyjść ze strefy komfortu…

Strefa komfortu to jest to wspaniałe miejsce, gdzie uwielbiamy przebywać. Dlaczego? Wszystko tam jest znane. Pewne. Przewidywalne. Sprawdzone. A co za tym idzie, daje poczucie bezpieczeństwa. Stąd też kochamy nasze strefy komfortu – Anna Urbańska – Master Trener Structogramu, coach, autorka książek

Co nam to daje?

Przede wszystkim spokój i świadomość kontroli. Kontroli nad sobą. Nad innymi. Nad rzeczywistością.

I dla mnie moja strefa komfortu jest moim ulubionym miejscem.

Jednak tkwienie w niej pozbawia mnie otwartości na nowe, podejmowania ryzykownych decyzji a także ogranicza możliwość uczenia się.

Poza strefą komfortu jest mało wygodnie, mało przewidywalnie i można spodziewać się, że pojawią się jakieś trudności, które nie były znane i zaplanowane.

Zatem postanowiłam doświadczyć jak to jest?

Zdecydowałam, nawet dość świadomie, aby sprawdzić jak to jest poza strefą komfortu. Wyjechałam na kurs językowy. Angielski był moją piętą Achillesową. Dotychczasowe lekcje, korepetycje czy grupowe zajęcia były bardzo komfortowe. Zawsze mogłam powiedzieć, że nie wiem, czy nie rozumiem. Wówczas szybciutko dostałam rozwiązanie trudności w języku polskim. Łatwo było znaleźć wymówkę, aby odwołać zajęcia. Wyjaśnić brak odrobionego zadania. Przecież to właśnie jest komfort.

A tu nagle, niespodzianka

Wokół ludzie, którzy nie mówią po polsku. Nie da się zapytać i dostać natychmiastowego rozwiązania. Głowa pęka po kolejnej godzinie tylko w obcym języku. Włącza się bunt i wewnętrzne dyskusje samej z sobą. Co ja tu robię i po co mi to? Przecież nie muszę. Mogę wynająć tłumacza. Tyle osób wokół mówi po angielsku. To był głośny krzyk w mojej głowie. Stop. Wracaj tam, gdzie jest wygodnie.

I ten cichutki szept w mojej głowie

Prawie niedostrzegalny na początku, a potem coraz wyraźniejszy: „A może teraz, kiedy jest ci niewygodnie uczysz się”? Eureka! Rzeczywiście! Ten stan niewygody, wewnętrzna walka, ból głowy i nie tylko.

I wolnym krokiem wyszłam z owej strefy wygody.

To nie było łatwe. Wejść w rolę ucznia. Potykać się. Robić błędy. Być poprawianą, korygowaną. Budzić uśmiech politowania na twarzy rozmówcy, kiedy składasz nieudolnie zdanie w obcym języku. Kiedy, jako wieloletni trener, po tysiącach godzin na sali szkoleniowej, nagle stajesz przed ludźmi i dukasz kilkuminutową prezentację.

In English. Pierwszy raz w życiu. Czujesz jak pot spływa ci po tyłku. Jak czerwieni się twoja twarz. Jak nieudolnie czujesz się, kiedy zerkasz do notatek na kartce… No dobra! Nawet nie zerkasz, ale czytasz całe frazy…

To było mega doświadczenie

Rozumiem dziś, co czują ludzie, którzy nie mają takiej łatwości jak ja (biostruktura zielona mózgu), kiedy muszą podejść do obcej osoby. Kiedy trzeba coś publicznie powiedzieć, nawet w swoim języku. Albo, kiedy brak kompetencji zostaje obnażony.

Wychodzenie ze strefy komfortu nie jest łatwe. Pomaga w nim wiara w siebie. Świadomość tego, co wiem, co umiem. A także przekonanie, że tylko wtedy następuje nasz rozwój.

Że to tak naprawdę jedyna okazja do uczenia się zupełnie nowych rzeczy.

(BaPu)

Powiązane artykuły