Nie bójmy się nowych rozdziałów w życiu

Nie jestem zawodowym coachem, nie jestem psychologiem – mówi o sobie Ilona Adamska, właścicielka Agencji Wydawniczo-Promocyjnej I.D.Media. Jednak idą za nią tłumy, a sale podczas jej szkoleń wypełnione są po brzegi. Na czym polega fenomen Ilony Adamskiej i czym ujmuje swoich słuchaczy?

Zaprosiłam Cię do rozmowy, bo ostatnio sporo się u Ciebie dzieje. Facebook rozgrzany do czerwoności. Warsztaty, szkolenia, Gala Lwice Biznesu, nowa książka. Jak ty to wszystko godzisz?

Dla chcącego nic trudnego. Kwestia dobrej organizacji czasu, której od jakiegoś czasu się uczę. Poza tym kocham to, co robię. A to na pewno ułatwia wszelkie działania. Biznes bez pasji – w moim przypadku raczej by się nie sprawdził.

3 grudnia wielki dzień. Wielka gala Lwice Biznesu 2018. Jest stres?

Ogromny, bo praktycznie całą imprezę organizuję sama. Z drobną pomocą jednej osoby, która pomaga mi zaprosić do współpracy sponsorów. A nie jest wcale tak łatwo. Poza tym chciałabym uściślić pewną rzecz, mianowicie – dla mnie słowo „gala” kojarzy się z uroczystym wydarzeniem, czymś w stylu eventu Róże Gali. Nasz event ma bardziej luźniejszą formę, choć oczywiście jest w eleganckim stylu. Ale nie obowiązują stroje wieczorowe, nie zasiadamy przy okrągłych stołach. Raczej staram się wprowadzać mniej formalną, luźną atmosferę, by moi goście mogli czuć się swobodnie, na luzie, jak na imprezie u przyjaciół. Jest to ważne, ponieważ zdecydowana większość nagradzanych pań to kobiety spoza Warszawy. To panie, które bardzo się stresują takimi wydarzeniami, które mają nieraz opory, by wyjść na scenę. Panie, które autentycznie muszą być namawiane do tego, żeby się odważyły wziąć udział w naszym plebiscycie. Mimo że odnoszą wielkie sukcesy w biznesie, są bardzo skromne. Nie lubią tej całej medialnej otoczki. I zwyczajnie krępują się podczas takich publicznych wystąpień. Chcę dać im dużo fajnej przestrzeni, poczucie, że nie muszą się stresować i udawać kogoś, kim nie są. Dlatego stawiam na inny styl gali, na formę siedzącą w układzie teatralnym. Później stojący bankiet, by każdy mógł nawiązać kontakty biznesowe i nowe relacje z jak największą liczbą osób. Siedzenie przy stołach ogranicza te działania. Skupiamy się najczęściej na naszych sąsiadach siedzących obok nas, zapominając, że na gali jest ponad 150 osób, które również warto poznać. Oczywiście nie wszystkim się to może podobać. I nie podoba. Zwłaszcza niektórym gwiazdom. Po jednym z takich eventów podeszła do mnie znana aktorka i powiedziała, że dla niej było za mało blichtru i czuła się jak na imieninach u cioci.

Patrząc na zdjęcia z Twoich poprzednich imprez, można pomyśleć inaczej. Że jest „na bogato”.

Oczywiście dbam o każdy szczegół imprezy, np. o piękne dekoracje, kwiaty, światło, nastrój, ale nie oszukujmy się też, robię eventy za bardzo okrojone fundusze. Patrząc z boku na moje działania, można pomyśleć, że zarabiam miliony na swoich galach. A tak nie jest. Kiedyś już wspominałam w wywiadzie, że bardzo często do nich dokładam, lub wychodzę na zero. Tego typu gale traktuję jako działanie PR, wizerunkowe, promocję moich magazynów. Nie nastawiam się na zysk. Owszem – marzy mi się zorganizowanie supergali z prawdziwego zdarzenia, bez obawy o fundusze. Bez martwienie się o to, czy wystarczy nam na wynajem sali, catering. By zrobić superwizualizacje podczas gali, zaprosić topową muzyczną gwiazdę, aby dała koncert itp. Mierzę jednak siły na zamiary. Nie sztuką jest zrobić wypasiony event, mając supersponsorów i wielki budżet. Sztuką jest zrobić fajny, niezapomniany event, nie mając praktycznie tego budżetu! Czasami bolą mnie komentarze po evencie, że np. było za mało alkoholu albo coś tam się komuś nie spodobało. Albo porównywania do eventów konkurencji. Nikt z was nie wie, z jakimi problemami borykamy się przed eventem. Skąd np. wziąć (jak teraz) pieniądze na 100% przedpłatę wynajmu hotelu, skoro większość sponsorów może dopiero zapłacić po evencie. Wielkie firmy, wielkie korporacje czy wydawnictwa nie mają takich problemów. Mają z góry przeznaczony na to budżet.

Każdy widzi finał imprezy, ale nikt nie widzi tego, co jest przed. Nie tak dawno robiłam event w LOFT44. Mój partner zaprosił swojego kolegę. W trakcie gali kolega zapytał, ile osób było zaangażowanych w organizację. Wojtek odpowiedział: „Słuchaj stary, ona naprawdę zrobiła to sama!”. Kolega był bardzo zaskoczony. W dużych korporacjach, jak chociażby ta, w której pracuje mój chłopak, takie gale ogarnia minimum 10-15 osób. Dlatego zanim kogoś po evencie skrytykujemy, ocenimy – zastanówmy się najpierw sami, jaką ciężką pracę musiała wykonać ta osoba, żeby w ogóle doprowadzić do tego, że dane wydarzenie się odbyło. Zawsze powtarzam – najczęściej krytykują nas ci, którzy sami nic nie robią. Którzy po prostu mają nudne, przewidywalne życie. I których boli czyjś sukces.

Kilka dni temu podałaś na Facebooku nazwiska gwiazd, które pojawią się na Twoim evencie. Muszę przyznać, że lista robi wrażenie…

To prawda. Nie spodziewałam się takiego fajnego odzewu ze strony znanych i lubianych. Jeśli w dniu gali nikomu nic nie wypadnie, gwiazda się nie rozchoruje to w wydarzeniu weźmie udział aż 17 cenionych nazwisk, m.in. Tamara Arciuch, Bartek Kasprzykowski, Monika i Robert Janowscy, Katarzyna Pakosińska, Grażyna Wolszczak, Anna Korcz, Mateusz Damięcki, Maja Bohosiewicz, Dominika Gwitt, Cezary Żak, Monika Zamachowska itp. Wszyscy potwierdzili już swój udział. Każda z tych osób otrzyma od redakcji LAW BUSINESS QUALITY pamiątkowe statuetki GWIAZDA O WIELKIM SERCU za działalność społeczną i charytatywną.

Konkurs Lwice Biznesu ma za zadanie wspierać, promować i nagradzać kobiety odnoszące sukcesy w sektorze MŚP. Wiem, że w tym roku po raz pierwszy nagrodzicie także panów, przyznając im tytuł LWA BIZNESU 2018.

Pragniemy nagrodzić właścicieli najdynamiczniej rozwijających się firm z sektora małych i średnich przedsiębiorstw, cechujących się nieposzlakowaną opinią wśród klientów i kontrahentów. Mężczyzn zajmujących stanowiska kierownicze. Osoby, które cechuje śmiałość w podejmowaniu nowych wyzwań oraz wchodzenie odważnie w nowe projekty. Generalnie w swoim plebiscycie staramy się nagradzać osoby, których działania cechuje rzetelności, sumienności, fachowości i odpowiedzialność. Osoby, które wiedzą, że sukces na własną rękę jest niemożliwy do osiągnięcia. Że warto i trzeba ze sobą współpracować! Jak mawiał Henry Ford: „Połączenie sił to początek. Pozostanie razem to postęp. Wspólna praca to sukces”.

Jesteś więc za tym, aby jednak ze sobą nie konkurować, nie rywalizować, ale wspierać się wzajemnie i pomagać sobie w biznesie?

Oczywiście. Choć konkurencja jest fajna. Warto ją śledzić, ale nie warto i nie można jej naśladować, kopiować. Dzięki temu, że mamy konkurencję rozwijamy się. Możemy iść do przodu. Ja zawdzięczam wiele swojej konkurencji, z którą kompletnie nie rywalizuję, ale która to właśnie mnie motywuje do zmian. Do tego, by robić coś jeszcze lepiej. Ja się nie boję konkurencji. Bo wiem, że jeśli jestem sobą, jestem autentyczna – nie mam jej! Ludzi dziś przeraża czyjś sukces. Gdy nie idziesz do góry, nie wspinasz się po drabinie sukcesu ku niebu, wszyscy cię kochają. Bo nie jesteś dla nich konkurencją. Jeśli tylko zaczynasz być wyżej od nich… zaczynają się schody. Bardzo mocno odczuwam to teraz, gdy zaczęłam organizować szkolenia, warsztaty, wykłady motywacyjne. Kilka koleżanek, zawodowych coachów przestało się do mnie odzywać. Jedna wręcz otwarcie napisała do mnie na priva oburzona, dlaczego ona z całą masą certyfikatów, pokończonych szkoleń, akademii coachingu nie ma chętnych na swoje warsztaty, a ja „bez papierka” mam tyle chętnych na spotkania w całej Polsce. Dziś papierek może mieć każdy. Nie każdy ma jednak zdolność zarażania innych do działania, motywowania, zdolność opowiadania w sposób ciekawy i wciągający… W taki sposób, by zainspirować innych… Ja od samego początku, od pierwszych spotkań z kobietami mówię otwarcie, że nie jestem zawodowym coachem, nie jestem psychologiem. Nie jestem nawet profesjonalnym mówcą motywacyjnym. Mówię wprost, że wszystkie swoje wykłady motywacyjne opieram na własnych doświadczeniach, przemyśleniach, obserwacjach. To są moje autorskie projekty. Oparte na moim życiu, pracy. Nikogo nie udaję, nie oszukuję. Nie uważam się za trenera biznesu, ale… uważam się po trosze za mentorkę. Za osobę, która faktycznie może dać ten jeden malutki impuls do zmian. Potwierdzają to słowa pań, e-maile, wiadomości, które dostaję po takich spotkaniach od uczestniczek. Bardzo często panie opisują mi historie swojego życia, otwierają się, zwierzają. Mówią, że dałam im siłę do działania. W Białymstoku zainspirowałam panie do stworzenia grupy architektek, które zamiast ze sobą rywalizować, połączyły siły i dziś, po miesiącu od wydarzenia, wymieniają się zleceniami. Zaczęły ze sobą działać. Jedna z pań po moim wykładzie zapisała się na studia, o których do tej pory zawsze marzyła, a nie miała odwagi na nie pójść. O takie coś mi chodzi. Nie o robienie z siebie guru motywacyjnego, nie robienie z siebie wielkiego coacha (nigdy nim nie będę). Ale o zarażanie innych swoją pasją, wiedzą. O inspirowanie do zmian. Bo zmiany są fajne. Są potrzebne. One nas rozwijają. Nie bójmy się otwierać śmiało oczu na nowe rozdziały życia. Przyjmujmy zmiany z otwartymi ramionami.

Kochasz ludzi?

Bardzo. Choć czasami bywam zbyt naiwna i łatwowierna. Czas jednak weryfikuje wszystkie znajomości. W swojej najnowszej książce „Szczypta Luksusu”, której premiera odbędzie się podczas gali LWICE BIZNESU, piszę o ludziach, o spotkaniach. Piszę o tym że ludzi, których spotykamy na swojej drodze, spotykamy po coś. By się czegoś nauczyć o sobie. O życiu. To dzięki spotkaniom z drugim człowiekiem wiemy, co to złość, żal, smutek, miłość, szczęście. To dzięki ludziom wiemy, co nas złości, co doprowadza do szału, co wzrusza. Dziś wiem, że wiele osób, które pojawiło się na mojej drodze, było agentami zmian. Weszli do mojego życia, aby zainicjować jakąś zmianę. Są, jak mój obecny partner, przewodnikami w mojej podróży przez życie. Inspirują mnie i motywują do tego, by stać się lepszym człowiekiem. Spotkania z ludźmi pokazują mi dziś także, że nie można zadowolić wszystkich. Nie da się spełnić oczekiwań każdego człowieka. Zadowalając nieustannie innych, zapominamy o sobie. Tracimy energię życiową, przestajemy myśleć o własnych potrzebach, zapominamy o szacunku do siebie. Tracimy przyjemność z bycia z ludźmi. Lisa Engelhard powiedziała kiedyś: „Zadowalanie innych kosztem samego siebie nie jest oznaką życzliwości ani pokojowego nastawienia. To gwałt na własnej psychice”. Pamiętajmy o tym.

Dziękuję za inspirujące słowa.

Rozmawiała: Magdalena Kowalewska

Powiązane artykuły