Wierzę w solidarność jajników

Marzec należy zdecydowanie do kobiet. Nie tylko za sprawą ich święta, ale przede wszystkim ze względu na głośno zapowiadaną premierę książki pt. „Kobiety o kobietach, czyli cała prawda o płci pięknej”. Szykuje się duża medialna gala z udziałem gwiazd, ludzi mediów i kobiet biznesu. O samym projekcie rozmawiamy z jego pomysłodawczynią Iloną Adamską.

Skąd pomysł na powstanie książki?

Fot. użyczone | Okładka książki Ilony Adamskiej.

Ilona Adamska: Wszystkie moje pomysły rodzą się spontanicznie. Najczęściej podczas jazdy samochodem. Pewnego styczniowego popołudnia, wracając z Sanoka (mojego rodzinnego miasta) do Warszawy rozmyślałam o tym, dlaczego tak wiele kobiet nie umie ze sobą współpracować, dlaczego oczerniają się nawzajem, rozpuszczają plotki, rzucają w świat słowa, które ranią jak sztylet. Z jednej strony umiemy się ze sobą jednoczyć – na przykład w walce o nasze prawa, umiemy tworzyć społeczności kobiet wzajemnie się wspierających, motywujących. Z drugiej jednak strony nikt tak nam bardziej nie dowali i nie zrani jak druga kobieta. Chciałam poznać spojrzenie na ten temat innych kobiet, gwiazd, ekspertów – psychologów, seksuologów, nawet dietetyków. Zaprosiłam więc do współpracy prawie 100 osób i powstał niezwykle ciekawy materiał o kobiecej naturze, psychice, zachowaniach. Moje bohaterki dzielą się swoimi doświadczeniami, wspomnieniami, także tymi bolesnymi. Ale generalnie obraz kobiet wysuwający się z mojej książki jest pozytywny. Bo kobiety mają naprawdę moc. Są silne, przedsiębiorcze, coraz bardziej pewne siebie. Chcą się uczyć, kształcić, rozwijać. Nie boją się porażek.

Bo to porażki dają nam kopa w tyłek. Do tego, by iść dalej…

To porażki nas rozwijają. Są źródłem naszego samorozwoju. To nasze błędy, potknięcia, przeszkody, które spotykamy na naszej drodze do sukcesu, pchają nas dalej.

Ludzie jednak boją się albo nie chcą otwarcie przyznawać się do błędów. Na swoich autorskich warsztatach „Idealnie niedoskonała” cytuję uczestniczkom słowa José Antonio Marína: „Przyznanie się do pomyłki i wykorzystanie jej do rozwoju to chlubny, graniczący z genialnością wyczyn”. Trzeba mieć odwagę przyznać się do pomyłki. Do tego, że nie miało się racji. I trzeba wykazać się nie lada mądrością, wiedzą, aby we właściwy sposób wykorzystać porażkę do własnego rozwoju. Ja cały swój biznes opieram na metodzie prób i błędów. Swoją firmę założyłam 13 lat temu, na studiach. Nikt mi nie mówił wtedy, jak się wydaje magazyny, jak się tworzy biznes, prowadzi księgowość itp. Wszystkiego uczyłam się sama. Od podstaw. Popełniając wiele błędów. Ale to one mnie ukształtowały. I sprawiły, że dziś jestem niezniszczalna. Bo nawet jeśli przez chwilę mam tzw. doła i momenty zwątpienia w to, co robię, to i tak finalnie podnoszę się, otrzepuję kolana i idę dalej. Nie bacząc na hejt, plotki i przeszkody, jakie stawia mi życie.

Poruszyłaś kwestię hejtu. Zjawiska dziś szalenie okrutnego i niebezpiecznego. Jak sobie z nim radzisz?

Śmieję się, że moja książka jeszcze nie wyszła, a już jest hejtowana. Co w sumie mnie cieszy, bo to dla mnie darmowa reklama. Budzi jeszcze większe emocje i zainteresowanie projektem.

Serio? Jak można hejtować projekt, który jeszcze nie wyszedł?

Jak widać można (śmiech). Można czepić się wszystkiego. Nawet tego, że moje nazwisko widnieje na okładce, skoro w środku niektóre – podkreślam NIEKTÓRE – panie same pisały swoje teksty. Po prostu są spoza Warszawy, a kilka z nich również spoza Polski. Mieszkają w Norwegii, Anglii czy Hiszpanii. Nie mogłyśmy się spotkać osobiście. Bardzo chciały wziąć udział w tym projekcie. Powiedziałam więc, że same mogą napisać tekst. My go z redaktorkami dopieścimy i będą częścią książki. Projekt bowiem to zbiór felietonów – opowiadań, które powstały na bazie osobiście robionych przeze mnie wywiadów m.in. z dr Ireną Eris, Mateuszem Grzesiakiem, prof. Zbigniewem Lwem Starowiczem, Anną Korcz, Joanną Brodzik i kilkudziesięcioma kobietami biznesu.

Wracając jednak do twojego pytania o hejt. Kilka dni temu niezwykle poruszył mnie wpis na Facebooku sołtysa miejscowości Rytel Łukasza Osowskiego, który napisał, że rezygnuje z funkcji, bo nie pasuje do hejterskiej rzeczywistości dnia dzisiejszego. Napisał, że jest człowiekiem niezwykle odpornym, który niejedno w życiu przeszedł. Który potrafi mierzyć się z wieloma trudnościami, bo miał ich sporo na swojej drodze. Każdy jednak ma swoją granicę wytrzymałości, poza którą jego działanie traci sens. Miał dość udowadniania każdego dnia, że jest uczciwym człowiekiem, że nie kierował się w swoich działaniach prywatą ani niskimi intencjami. Postanowił jednak odejść, bo nie chciał tracić więcej czasu i energii na walkę, która uwłaczała jego godności. Stwierdził, że nie pasuje do dzisiejszego świata, w którym deprecjonuje się każde działanie, rzuca potwarze i niszczy autorytet. Na końcu swojego wpisu napisał, że w Polsce można poradzić sobie ze skutkami każdego żywiołu, ale strasznie trudno jest wygrać z ludzką podłością.

Kiedy czytałam jego wpis, serce waliło mi jak oszalałe. Pomyślałam sobie: „Boże, jak ja Pana doskonale rozumiem”. Tylko ja jedna wiem, ile przykrych doświadczeń, plotek, pomówień spotyka mnie na co dzień w świecie, w którym żyję i pracuję. Ile razy mówiłam do mojego partnera: „Rzucam to wszystko i wyjeżdżam do Indii, z dala od tych strasznych ludzi”. Ile łez wylałam na początku swojej drogi zawodowej, gdy słyszałam kolejne rewelacje na swój temat – uwaga, od ludzi, którzy najczęściej nigdy mnie nawet na oczy nie widzieli. Bo żeby było ciekawie, dochodzą do mnie często te „rewelacje”. Dzwonią koleżanki i pytają: „Znasz panią X, bo nieźle ci tyłek na mieście obrabia?”. A ja kompletnie nie wiem, o kim mowa. Bo nie znam tych ludzi. I to jest najciekawsze. Że oczerniają nas ci, którzy nigdy nie zamienili z nami ani jednego słowa na żywo. Oczywiście są i byli pracownicy i byłe przyjaciółki, które także tworzą niestworzone historie, chcąc się wybielić, ale to jest do przełknięcia. Znasz choć wroga (śmiech).

Mój serdeczny znajomy – ceniony ekspert od negocjacji w biznesie – powiedział kiedyś, że jeśli jesteś uczciwy w tym, co robisz, jeśli zbudujesz silną markę, mocne nazwisko, rzetelną firmę, to choćby Bóg wie ile osób chciało ci zaszkodzić i będzie rozpuszczać plotki na twój temat, nie są w stanie ci zaszkodzić. I tego się trzymam. Robię swoje, idę dalej, wymyślał kolejne projekty i cieszę się z tego, że tak wiele osób, chce być ich częścią. Że tak wiele osób mi ufa.

Dziś patrząc na takie osoby jak Ty, oglądając Twój Facebook niektórzy mogą pomyśleć: „samo przyszło”. I to jeszcze z jaką łatwością. Czy ktoś w ogóle dostrzega Twój wysiłek?

Sporo kobiet pisze do mnie miłe komentarze, że jestem ich inspiracją. Że są pełne podziwu i uznania dla tego, co robię. Mało kto raczej wierzy w to, że to, co mam, przyszło do mnie ot tak. Bez wysiłku, ciężkiej pracy i wielu kompromisów. Jak głosi znane powiedzenie: „Do sukcesu nie ma żadnej windy. Trzeba iść po schodach”. Każdy, kto prowadzi swój biznes, wie, czym to się je. Wie, z jakimi wyrzeczeniami jest to związane. Trzeba być cierpliwym, pokornym i konsekwentnym. Trzeba być odważnym i nie bać się czasem postawić wszystkiego na jedną kartę.

Wracając jeszcze do Twojej książki, ciekawi mnie, o czym mówił dr Mateusz Grzesiak? Jak mężczyzna ocenia współczesne kobiety?

Mateusz mówił o tym, że współczesne Polki są niezwykle pracowite i wykształcone, dobrze znają języki obce. Jego zdaniem umiera powoli stereotyp matki Polki, czyli poświęcanie się na rzecz rodziny. Jest większe przyzwolenie na pewność siebie u kobiet. Stary model prezentował obraz kobiet delikatnych, które nie przeklinają, są niewinne i grzeczne, przykładnie odgrywają role mam, żon, kochanek, funkcjonują z tyłu mężczyzn – liderów. Dziś powoli się to zmienia. Kobiety są bardziej pewne siebie, stają się liderkami, prężnie działającymi kobietami sukcesu. Bywają też agresywne. Przy czym mężczyźni używają agresji do tego, by bronić poczucia własnej wartości czy swojego terytorium. Kobiety używają agresji, gdy stracą kontrolę nad sobą albo kiedy są zestresowane. Mężczyźni używają agresji bezpośredniej, kobiety – pośredniej, jak np. plotka, ujawnianie tajemnic, obgadywanie za plecami. Nie chcę więcej zdradzać. Po prostu warto przeczytać!

Wierzysz w kobiety?

Oczywiście. Gdyby tak nie było, nie pracowałabym z nimi. To do nich kieruję 99% moich projektów. Wierzę w naszą solidarność jajników. Dostrzegam to, jak bardzo potrafimy być sobie oddane, jak się lubimy, przyjaźnimy, komplementujemy. Bo to przecież kobieta kobiecie powie, że ma piękną fryzurę, supertorebkę. Facet często nawet tego nie zauważy (śmiech).

Trzymamy zatem kciuki za premierę, gratulując kolejnego świetnego projektu.

Dziękuję za rozmowę

Anna Plath-Murawska

Powiązane artykuły