Dziś już nie muszę nikomu nic udowadniać | Wywiad z Iloną Adamską

Branża show-biznesu jest trudna i wymagająca, ale po ponad 14 latach działalności Ilona Adamska może powiedzieć, że jej się udało. „Dziś już nie muszę nikomu nic udowadniać. Chcę robić rzeczy, które są zgodne z moimi pragnieniami, marzeniami. Które nie muszą dawać mi nie wiadomo jakiego PR-u, rozgłosu czy pieniędzy. Ważne, że dadzą radość, szczęście i poczucie spełnienia” – mówi właścicielka agencji I.D.Media, wielu portali lifestylowych, redaktor naczelna magazynu Law Busienss Quality oraz pomysłodawczyni i organizatorka plebiscytu Lwice Biznesu.

Sporo czasu minęło od naszego spotkania…

Ilona Adamska: To prawda. Ostatni raz rozmawiałyśmy rok temu w listopadzie.

Patrząc na Twój Facebook, nie sposób nie zauważyć ogromnej ilości pracy, którą wkładasz w rozwój swojej firmy, ale przede wszystkim tego blasku, który bije z Twoich najnowszych zdjęć. Nie sposób nie zauważyć Twojej ogromnej przemiany, nie tylko zewnętrznej, ale i tej duchowej. Już dawno nie widziałam kogoś tak promieniującego szczęściem i radością. Tego nie da się zwyczajnie pominąć.

Foto. Katarzyna Paskuda | Ilona Adamska właścicielka agencji I.D.Media

Coś w tym jest, bo nie ma dnia, żebym nie dostała wiadomości czy komentarza pod zdjęciem na ten temat. Tak naprawdę nie muszę tym szczęściem epatować, głośno się śmiać czy pisać, że jestem szczęśliwa, bo jak mawiał Jacek Kaczmarski: „naprawdę szczęśliwa kobieta śmieje się w środku. Jakby się świeciła”. I chyba tak świecę od dobrego roku… Od kiedy trwa moja wewnętrzna przemiana. Choć tak naprawdę ona zaczęła się już dwa lata temu, po śmierci Taty. To był moment przełomowy w moim życiu. Czas, w którym waliło mi się wszystko. Nie pokazywałam tego w social mediach, bo uważam, że Facebook nie jest odpowiednim miejscem do wylewania swoich żalów. Tylko najbliższe koleżanki i rodzina wiedzieli, co przeżywam. I zawodowo, i prywatnie. Od kiedy na dobre rozstałam się ze swoim partnerem w listopadzie zeszłego roku, zaczęłam zmieniać swoje życie. Całkowicie. Począwszy od wyglądu (schudłam od lutego 14 kg), po swoje wnętrze, duszę, serce, i co najważniejsze – głowę. Bo to ona płata nam najwięcej figli. Kilka miesięcy chodziłam do pani psycholog, żeby zwyczajnie z kimś pogadać, poradzić się. Znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Potrzebowałam kogoś obcego, nie przyjaciółki. Kogoś, kto będzie neutralny. Będzie słuchał, ale nie dawał gotowych rad. Od 3 miesięcy natomiast mam swojego coacha, z którym, gdy jest mi źle albo coś leży mi na sercu, również rozmawiam. I buduję z nim poczucie własnej wartości, które przez niektórych moich ekspartnerów zostało mocno podkopane. Niestety, wielu facetów, gdy ma przy sobie niezależną, prężnie działającą kobietę, nie radzi sobie z jej sukcesami i próbuje ją – mówiąc kolokwialnie – „zgnoić”. Pokazać, gdzie jest jej miejsce. Oczywiście nie żałuję żadnego związku. Każdy jest dla nas lekcją. Czasem bolesną, ale niezwykle wartościową i cenną. Też nie jestem aniołem. Mam trudny charakter, jak to zodiakalny lew, który lubi rządzić, błyszczeć, mieć zawsze rację, ale uważam, że jeśli dwoje dojrzałych ludzi umie znaleźć kompromis i szczerze ze sobą rozmawiać, to można naprawdę przenosić góry. I tworzyć szczęśliwy, oparty na partnerstwie i wzajemnym zaufaniu związek. Trzeba tylko się wzajemnie wspierać, dodawać sobie skrzydeł. Nie zabierać sobie wolności. Wzajemnie się uzupełniać, a nie osaczać.

Ale jak rozumieć wolność w związku?

Wolność nie oznacza całkowitej swobody w postępowaniu. Robienia tego, co nam się żywnie podoba. Wolność powinna pociągać za sobą odpowiedzialność za drugiego partnera. Kocham, więc się o niego troszczę. Jeżeli uważam tę osobę za wyjątkową, chcę, aby związek przynosił jej radość, a nie zmartwienia, nie chcę widzieć na jej twarzy zmęczenia, smutku, troski. Robię wszystko, by ta osoba czuła się szczęśliwa i była spokojna, że np. jej nie zdradzam. Nie robię czegoś poza jej plecami. Brak zaufania budzi zazdrość. A zazdrość zabija wolność. Wolność w związku to też akceptowanie różnic. Jeśli je odrzucasz, oznacza to, że relacja nie opiera się na miłości. Dzięki różnicom możemy się wiele od siebie uczyć. Wzajemnie się rozwijać. Bo każdy partner może nas czegoś nauczyć. Zawsze szukałam mężczyzn, którzy są związani z innym środowiskiem niż moje. Nie chciałam mieć faceta z show-biznesu czy mediów. Dlaczego? Bo niczego by mnie nie nauczył. Chciałam i nadal chcę, aby mój przyszły partner miał swój świat, swoją pracę, pasję. Inną od mojej. By mógł, przychodząc do domu, opowiadać mi o niej. Bym mogła się czegoś ciekawego dowiedzieć. To mnie zawsze kręciło i fascynowało.

Wróćmy jeszcze do Twojej przemiany, bo patrząc na Facebooku, ona naprawdę jest przez ludzi zauważalna i da się wyczuć, że inspirujesz innych do zmian. Co takiego zmieniłaś w sobie, że zaowocowało to tak wielkim wewnętrznym spokojem, radością w oczach, tym blaskiem, który dosłownie bije na kilometr z Twoich zdjęć. Dziś jedna z Twoich znajomych napisała pod Twoim zdjęciem takie słowa: „Wszystko zaczyna się od miłości do samej siebie, a u Ciebie Ilona widać to na odległość. Promieniejesz”.

I to jest właśnie odpowiedź na Twoje pytanie. Nauczyłam się wreszcie słuchać siebie. I kochać siebie. Jestem po raz pierwszy w życiu (a mam już 38 lat) sama 11 miesięcy! Pierwszy miesiąc po rozstaniu z Wojtkiem nie umiałam sobie znaleźć miejsca w domu. Nie umiałam być sama ze sobą. Wariowałam. Wychodziłam codziennie z domu, żeby tylko nie być sama w pustym mieszkaniu, bo zwyczajnie bałam się ciszy. Bycia ze sobą. Z pomocą przyszedł mi zaprzyjaźniony ksiądz z mojej parafii na Okęciu, który zaczął się o mnie modlić. Poprosiłam go o pomoc, o tzw. modlitwę o uwolnienie (od cierpienia, żalu, tęsknoty). Nałożył na mnie stułę, pomodlił się i od lutego tego roku zaczęły dziać się cuda. Poczułam się wolna. Odeszła tęsknota, a zaczęła piękna droga wewnętrznej przemiany, która trwa do dziś. Zaczęłam z pomocą przyjaciół, coacha i fajnych rozwojowych (i duchowych także) książek uczyć się miłości własnej. Do siebie. Nauczyłam się wreszcie patrzeć na siebie mniej krytycznie. Słuchać swoich pragnień. Tego, czego ja faktycznie chcę od życia. Gdy pokochasz siebie, zobaczysz, ile rzeczy robiłaś pod publikę. Dla ludzi. Dla poklasku. Dla PR-u. Dlatego, żeby Cię pokochali, zaakceptowali, polubili, szanowali. Dziś wiem, że to bezsensu. Bo ktoś, jeśli ma Cię kochać czy lubić, to właśnie za to, jakim jestem człowiekiem, a nie za to, co mam, co robię, jakie mam wpływy, układy, koneksje, co mogę komuś dać czy załatwić.

Dziś odpuszczam wiele rzeczy, z wielu rezygnuję, bo zrozumiałam, że już tak nie chcę, nie muszę. Dokładnie tak jak kilka dni temu w wywiadzie dla mojego portalu Szczypta Luksusu powiedziała Kasia Cerekwicka: „Dziś już nic nie muszę, jedynie mogę!”. W pewnym momencie naszego życia przychodzi taki czas, gdy czujesz, że pewne rzeczy już Cię nie kręcą. W moim przypadku np. ten tani blichtr show-biznesu. Te płytkie znajomości, te ścianki, kreacje, huczne gale. Uwierz mi, że to wszystko mi nagle zbrzydło. Teraz wolę robić kameralne spotkania Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu, szkolenia na 10–20 osób i to wszystko. Uciekam od tłumów. Uciekam od lansu. Cenię sobie święty spokój, ciszę domowego ogniska, samotne wieczory w domu przy świecach i dobrej herbacie (bo nie piję od roku całkowicie alkoholu) czy raz w tygodniu szaleństwa w klubie z moją przyjaciółką. Bo kocham taniec.

Moja przemiana to także zmiana myślenia na temat tego, co powiedzą inni. Co mi wypada, a co nie. Uczę się nie przejmować opinią ludzi. Nigdy nikomu nie dogodzisz. Zawsze znajdzie się ktoś, komu nie spodoba się to, co pokażesz na zdjęciu, napiszesz w poście lub po prostu wkurzysz nadmierną aktywnością w social mediach, bo robisz tyle – jak ja – i masz co wstawiać, czym się chwalić, by motywować inne kobiety do zmian. Ja prowadzę bardzo aktywny tryb życia. Robię wiele rzeczy zawodowo, materiału mam całą masę – i tak wszystkiego nie publikuję, bo bym musiała wstawiać po 20 wpisów dziennie. Ktoś, kto ma smutne, nudne, puste życie, wraca z pracy o 17, odpala TV czy kompa i się nudzi, bo nie ma pasji, nie ma żadnych zainteresowań, będzie Cię hejtował. Będzie się wkurzał, że Adamska znowu coś wstawiła, bo on przecież nie ma co pokazać, a ja robię nowy projekt, nową książkę, byłam na jej promocji, miałam kolejną sesję zdjęciową, zrobiłam ciekawe szkolenie, byłam na superwywiadzie z fajną gwiazdą, robię kolejną galę, itp., itd. Non stop coś się dzieje. Na nudę nie narzekam. I to ludzi boli. Kiedyś przejmowałam się hejtem, dziś przechodzę obok niego obojętnie. Musi mnie faktycznie coś mocno dotknąć, żebym to przeżywała.

Jesteś inspiracją dla wielu kobiet. I choć może nie jesteś tak popularna jak np. znana mentorka Kamila Rowińska, to masz za sobą wierne grono fanek, które w ciemno wchodzi w każdy Twój projekt. Kobiety Ci ufają…

Kocham kobiety. Uwielbiam z nimi pracować. I choć czasami dostaję od nich po tyłku, to mimo wszystko wierzę w „solidarność jajników”, w to, że umiemy pięknie ze sobą współpracować i wzajemnie się wspierać. Jestem szczęśliwa, że mogę realizować się zawodowo poprzez integrowanie kobiet z różnych środowisk biznesowych. I nie tylko. Kobiety idą za mną, bo wiedzą, że jestem zawsze sobą. Nie zakładam masek. Że mam tak, jak i one, te same problemy, zmartwienia. Przeżywam rozterki sercowe, problemy finansowe, te związane z figurą i wagą. Jestem po prostu jak one. Nie jestem robotem, nie jestem superwoman. Piszę o tym często w swoich postach na FB. Zarażam dziewczyny pozytywnym nastawieniem do życia, optymizmem, poczuciem humoru. Pokazuję, że można ciężką pracą, bez układów i koneksji osiągać sukcesy. Pokazuję też, że warto mieć w życiu pasję, bo jak mawiała Sherry Argov: „Jesteś na tyle interesujący, na ile głębokie są twoje zainteresowania”. Jeśli np. chcesz być atrakcyjną dla faceta, musisz mieć swój świat. Swoją pasję. Nie możesz być jak bluszcz. Mądry facet to doceni. Oczywiście pasję trzeba mieć dla siebie, ale wiem, że dla facetów „dziewczyna ze swoim światem” stanowi niezły afrodyzjak.

Jesteś autorką i wydawcą 14 książek. W przygotowaniu jest piętnasta o sile prawdy i trudnej sztuce bycia sobą, w której udział wezmą m.in. prof. Bralczyk czy Teresa Rosati. Piszesz w nich o wyzwaniach, jakie przed kobietami stawia współczesność. Jakie to wyzwania?

Mam tu na myśli głównie work-life balance – znalezienie równowagi pomiędzy życiem zawodowym a rodzinnym oraz obronę swojego prawa do odpoczynku czy bycia z rodziną. Polskie badania PwC, które nie tak dawno temu trafiły w moje ręce, wskazuje to, o czym piszą bohaterki moich książek: nadal jednym z największych wyzwań w budowaniu kariery jest równowaga między życiem prywatnym i zawodowym. Kobiety na stanowiskach kierowniczych często muszą wybrać między karierą, rodziną i życiem towarzyskim, z reguły wykluczając ze swojego życia ostatni wspomniany aspekt. Dla wielu kobiet istotna jest dzisiaj rola mentoringu, dzielenie się wiedzą oraz doświadczeniem. Kobiety są gotowe uczyć się na doświadczeniach innych kobiet, umieją słuchać rad i wyciągać z nich nauki, chcą cały czas doskonalić swoje umiejętności. Współczesne kobiety liderki nie tylko chcą pracować, ale przede wszystkim chcą robić karierę i się cały czas rozwijać. Są bardziej przebojowe. Dziś, coraz częściej, to one właśnie dyktują trendy na rynku pracy. Rynek potrzebuje nowego modelu kompetencji przywódczych. Kompetencji zbudowanych na potrzebach i talentach kobiet. I to myślę jest największym wyzwaniem jakie stoi przed nami kobietami.

Skoro doszliśmy do biznesu, jakie zmiany przed Tobą, bo zapowiadasz je co jakiś czas na swoim profilu na Facebooku, który bacznie śledzę?

O jednej kluczowej i największej zmianie, czyli o czymś, co zamykam początkiem listopada nie mogę jeszcze oficjalnie powiedzieć. Będzie to coś, o czym myślę od roku, aż wreszcie doszłam do momentu, w którym stwierdziłam, że trzeba niepokonanym zejść ze sceny. Zamknąć temat, gdy wciąż dobrze działa. Ma dobrą opinię, ale już nie daje mi takiej radochy jak kiedyś. Tak jak powiedziałam wcześniej – zamykam projekty, które nie do końca były moje. W sensie nie do końca je czułam. Znów powrócę do ostatniego wywiadu, który robiłam z Kasią Cerekwicką, a który na dniach pojawi się na moim portalu. Kasia powiedziała, że dopiero dziś, mając 40 lat, wydała swoją, ale taką naprawdę „swoją” płytę. Która jest jej, płynie z jej serca. Nie jest tworzona według zasad panujących w świecie muzycznym. Pod publikę, fanów i wytwórnię muzyczną.

I myślę, że u mnie nastąpił dokładnie ten sam moment. Dziś już nie muszę nikomu nic udowadniać. Chcę robić rzeczy, które są zgodne z moimi pragnieniami, marzeniami. Które nie muszą dawać mi nie wiadomo jakiego PR-u, rozgłosu czy pieniędzy. Ważne, że dadzą radość, szczęście i poczucie spełnienia. A takimi rzeczami są ostatnio tworzone przeze mnie książki, do współpracy których zapraszam cudowne kobiety, który mogą dzięki mnie poczuć się współautorkami inspirujących projektów. Mogą poczuć się ważne, szczęśliwe. Które na spotkaniach autorskich płaczą i mówią mi, że zmieniłam ich życie, że dałam motywację do działania, że uwierzyły w siebie na nowo. Że dzięki mnie zrozumiały, że mają siłę, tylko w to nie wierzyły. Ja dziś dla takich słów, chwil, momentów żyję. Moim mottem są słowa: „Ludzie zapomną, co powiedziałeś. Ludzie zapomną, co zrobiłeś. Ale nigdy nie zapomną, jak się dzięki tobie poczuli”. A ja chcę, żeby kobiety czuły się dzięki mnie wyjątkowe. I to jest dziś moja misja.

Misja piękna. Myślę, że wiele z nich już tak się czuje. Ale zdradź proszę choć kilka planów jakie przed Tobą.

Jesienią ruszam z nowym biznesem. Własną marką odzieżową, którą będę tworzyć ze swoją wspólniczką Beatą Kupczyk z Krakowa, właścicielką luksusowego butiku Vinicio Pajaro, projektantką mody. Będę odpowiedzialna za cały PR, marketing, współpracę z gwiazdami, no i oczywiście będę jej twarzą. Beatka zajmie się projektowaniem, kupowaniem materiałów i kontaktami z kontrahentami. Niebawem zaprezentujemy pierwsze modele. Chcemy aby wszystko było jak najlepiej dopracowane, zatem nie mogę podać jeszcze konkretnej daty premiery. Poza tym odchodzę od kilku dużych gal w roku, które do tej pory robiłam. Już mnie nie kręcą. Zostawiam tylko jedną – Lwice Biznesu. To mój najbardziej prestiżowy plebiscyt, który skupia wokół siebie najbardziej znane i cenione nazwiska (do tej pory na swoich eventach gościłam m.in. dr Irenę Eris, Jolantę Kwaśniewską, Katarzynę Bondę, Ewę Błaszczyk, Joannę Klimas, Anię Wyszkoni; w styczniu 2021 roku obecność na gali potwierdziła już m.in. Teresa Rosati).

Chcę się skupić na zbudowaniu superspołeczności przedsiębiorczych kobiet wokół Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu, który reaktywowałam w lipcu. Poza tym mam w planie zbudowanie w ciągu pół roku jeszcze 4 nowych portali, tak aby mieć łącznie 10 (w tym momencie mam 6). Pandemia pokazała mi jak na dłoni, że życie przeniosło się do sieci oraz że można rozsądne pieniądze zarobić, wydając poczytne portale lifestylowe.

Przyszłość wiąże z Internetem. Zwłaszcza z serwisem Szczypta Luksusu, który wystartował pod koniec marca i w ciągu 6 miesięcy, bez PR, reklamy, postów sponsorowanych, dochodzi właśnie do 100 000 odsłon! To mój autorski projekt, który chcę rozwinąć, tworząc dodatkowo filmy wideo i robiąc dla marek modowych autorskie sesje zdjęciowe z moim udziałem. Wróciłam na pełnej petardzie do modelingu i w tę stronę chcę dalej iść. Odzywają się do mnie marki odzieżowe, które chcą, aby była ich twarzą. W ciągu ostatnich 3 miesięcy zrobiłam kilka dużych sesji dla prestiżowych firm, a partnerami projektów były takie brandy jak McLaren Warszawa, Sylwia Romaniuk Fashion House czy Horizon Air Services. To pokazuje, że poszłam wyżej. Że pracuję aktualnie z najlepszymi.

Dziś huczna premiera książki „Listy płynące z serca. Kobiety dla kobiet”. Kto pojawi się na evencie i jak przygotowania do eventu organizowanego w czasie pandemii?

Jest na pewno inaczej niż zwykle. Praktycznie event robię bez sponsorów, bo stali partnerzy mają zamrożone budżety na eventy do końca roku. Wczoraj z udziału w gali wycofała się fotografka, która miała mieć swoją wystawę, a która źle się czuje i boi się przyjechać i zarazić gości. 2 dni temu mój technik od świateł zadzwonił, że też nie przyjedzie, bo czeka na wyniki testu na koronawirusa. Sporo Gości nie odpowiedziało na zaproszenie lub też napisało wprost, że się boi przyjść. Miałam zaplanowaną galę na 150 osób. Będzie nas około 100- 120. Udział w wydarzeniu potwierdzili Monika Zamachowska, prof. Jacek Santorski i Iwona Guzowska. W trakcie gali odbędzie się wręczenie statuetek „Kobieta, która inspiruje 2020” oraz licytacja na rzecz Fundacji Opiekuńcze Skrzydła Joanny Radziwiłł. Wierzę, że event zakończy się sukcesem (mimo panującej pandemii).

Czy w tym wszystkim znajdziesz czas na życie prywatne?

Wbrew pozorom mam czas na nie. Dużo podróżuję, wypoczywam czasem w SPA. Czytam książki, spędzam czas z przyjaciółką, lubię chodzić do restauracji. Na razie nie szukam partnera. Chcę jeszcze pobyć sama ze sobą. Stawiam po raz pierwszy na siebie. Poza tym dziś już wiem, jakiego faceta nie chcę. I od razu, po kilku randkach, jak tylko coś mi nie pasuje, odchodzę. Żegnam się. Nie mam zamiaru być czyjąś zabawką, fajnym dodatkiem do superauta. Jeśli będę gotowa na prawdziwy, mądry, dojrzały związek, to prędzej czy później taki mężczyzna stanie na mojej drodze. Mój „Szef” na Górze wie, co robi. I tego się trzymam.

Dziękuję za rozmowę 

Paulina Purgał

Powiązane artykuły